niedziela, 8 marca 2015

Rozsypał się worek z wiosną.

Zaczęło się od tego, że we czwartek na częściowo tylko rozmarzniętym jeziorku przy Dąbrówce pojawiła się para łabędzi.



W sobotę rano na brzozie siadły trzy szpaki i jak to szpaki zaczęły fiukać
- Fiuuuu, niezbyt piękny dziś ranek
- Fiuuuu, może potem będzie pogodnie
- Fiuuuu, ale tu nie ma co jeść
- No to fiuuu, fiuuu, fiuuuuuu, lećmy gdzieś


I poleciały, poszukać dżdżownic, muszek i czego im tam jeszcze trzeba. Koło południa na Dużej Łące pojawiła się wreszcie para żurawi. Wielkie, piękne, kroczyły dostojnie i wszystkim w koło oznajmiały, że ta łąka jak i wszystkie inne w koło należy do nich. Niestety wczoraj w planie były inne rzeczy. Dziś od rana miałam iść właśnie na żurawie gdy z okna dojrzałam siedzące na stawie kaczki. 


Nie bardzo spodobało się im pstrykanie.  


Kiedy już podeszłam całkiem blisko stawu myśląc, że tam nic nie ma, okazało się, że przy wschodnim brzegu siedziało jeszcze pięć kaczorów. Wszystkie odleciały, za to pod dom przyleciał jeden szpak, siadł na śliwie i przyglądał się buszującym w trawie mazurkom zastanawiając się, co jedzą.


Wreszcie ruszyłam do lasu, na nowe bagienko. Słońce już dobrze przygrzewało, zrobiło się leniwie, cudownie ciepło. Najpierw myślałam, że na bagienku nie ma żywego ducha, gdy wtem,


to chyba gągoł. Długo stałam w świerczynie próbując wypatrzeć samiczkę, ale nic z tego. Wracając do domu usłyszałam krzyk żurawi. Stały na łące pod lasem za pasem zakrzaczeń. Wiatr wiał w moją stronę. Zmieniłam ustawienia w aparacie i zadowolona szłam w ich stronę, robiąc zdjęcia. W domu okazało się, że wszystkie były poruszone i prześwietlone. Nie wiem jak to zrobiłam. Z planami jednak bywa różnie. A mogło być chociaż tak, jak rok temu.


Słońce na przydomowej łące także zrobiło swoje. Na stercie cegieł i kamieni wygrzewała się jaszczurka,


obudziły się też mrówki.


Po południu wybrałam się zobaczyć, co słychać u łabędzi. Lód zniknął z jeziorka, a łabędzia para jeszcze panuje tam niepodzielnie.





W drodze powrotnej, na miedzy pod lasem spotkałam Rusałki pokrzywniki. 


I tak już będzie co dzień, aż do maja, kiedy przylecą ostatnie ptaki. Worek z wiosną rozsypał się. 

8 komentarzy:

  1. piękna pora roku, fakt. Widziałem dziś cytrynka :) Twój "maruński waran" jednoznacznie odtrąbił wiosnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, i dzisiaj było wyjątkowo pieknie. Na łące gdzie podchodziłam te nieszczęsne żurawie, spotkałam też taką malutką, ciemną jaszczurkę łakową. Tylko to wszystko jest takie prędziutkie.

      Usuń
  2. Trzeba nam było do Marun przyjechać, a nie szwędać się gdzieś na Mazurach... Przynajmniej porządną wiosnę byśmy spotkali :-)

    A w moim centrum miasta jakoś wiosny nie widać, jedynie przebiśniegi królują na trawniku. I sikory odzywają się zalotnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj trzeba było! Niedziela była naprawde cudowna i w lesie i na łące, aż się nie chciało do domu wracać.

      Usuń
  3. Wróciłem znad Biebrzy i muszę przyznać, że tamtejsza bioróżnorodność, nijak się ma do maruńskiej. Chyba tylko gęsi mogą nieśmiało powalczyć z mrówami, ale co np. z jaszczurem? Ten jest bezkonkurencyjny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gęsi idą dzień w dzień, kucz za kluczem, niestety wysoko, ale i tak jestem szczęśliwa, że je widzę i słyszę, a w dodatku przylegające do mojej łąki duże pole będzie tej wiosny obsiane, więc jest duża szansa, że jesienią usiądą. A jaszczury fajne są, zwłaszcza, że łowią pająki.

      Usuń
  4. Niestety nie mieszkam blisko tak wspaniałych miejsc, gdzie można zobaczyć "rozsypany worek z wiosną" :). Dobrze, że inni tak maja i pokazują ją na blogu. Miło było popatrzeć. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za odwiedziny i miły komentarz. Na Warmii wszędzie jest blisko do takich miejsc, nawet jeśli się mieszka w mieście. Pozdrawiam!

      Usuń