środa, 6 lutego 2019

Strzyżykowe śniadanie

Pogoda miała być słaba, chmury, lekki minus i jakiś drobny opad. Drobny śnieg koło szóstej rano był, ale zaraz po wschodzie zrobiło się podejrzanie ciepło. Wróble i mazurki siedzące w tarninie rosnącej przy drodze do wsi darły się, że chyba wiosna blisko, że ciepło się robi i coraz cieplej, a może nawet słońce wyjdzie.

Koło dziewiątej słońce próbowało się przedzierać przez szare chmurzyska i nawet kilka razu udało mu się. 

Na słoneczna plamę trafił wracający z porannego polowania lis. 

Las na wejściu także błysnął słonecznym szczęściem i na tym się skończyło. 

Słońce się skończyło, bo ciepło zostało i dokoła leciały z drzew śniegowe placki sprawiając wrażenie, że to ptaki, a upadając na ziemię łudziły, że za chwilę zza drzewa wyjrzy dziczy ogon, sarni kuperek, jelenie uszy, albo i łosie chrapy. Nic z tego w lesie ani żywego ducha. Dopiero nad Żurawim Stawem zaczęły wiosennie podśpiewywać sikory, ale gdy zaczął padać deszcz i one umilkły. Zajrzałam jeszcze nad nowe bobrze bagienko, że może jakaś orzechówka się trafi, albo czarny dzięcioł. Nic, tylko te śnieżne bombki. Przysiadłam na chwilę na pieńku, bo to też jest fajna rzecz, usiąść i gapić się i chłonąć las.  Ciszy i chłonięcia starczyło może na minutę, bo oto niemal przed samym nosem pojawił się pan i władca krainy przybrzeżnego sitowia i traw. 

Wychylił się z jednej z niezliczonych kęp okalających bobrze bagienko i dalej z pretensjami, że to jego okolica, że był tu pierwszy, i że jestem za duża żeby się pakować do tych wszystkich zasobnych w larwy, owadzie jaja i pająki miejsc. 






Co prawda to prawda. Kępy situ, w które się zanurzał były dla niego tym, czym dla mnie dobrze wyrośnięty acz gesty młodnik. 

Wchodził z jednej strony, przeszukiwał teren koło minuty, wychodził jakimś innym wyjściem, przysiadał na gałązce i widząc, że wciąż jestem ostrzegał, bym zbyt blisko nie podchodziła, bo ucieknie. 








Posuwaliśmy się tak trawa za trawą, sit za sitem, gdy nagle zanurkował w kępę przy ogromnym spuszczonym przez bobry dębie. Czekałam i czekałam, minuty mijały, a strzyżyka nie było. Pomyślałam, że pewnie pod nieuwagę poleciał gdzieś dalej, ominęłam pniak i przyglądałam się pobliskim trawom, gdy ptaszor odezwał się za plecami.  Przysiadł na wspomnianym dębie, wykonał kilka dygnięć i oznajmił, że nie najgorzej mu się ze mną spacerowało, ale, że podczas jedzenie ceni sobie spokój i samotność, 


po czym poleciał na druga stronę bagna. Tak to tak mój strzyżyku, pofrunąć za tobą nie dam rady, ale niech się tylko trafi słoneczny ciepły dzień, a ty nie będziesz aż tak głodny to jeszcze razem pospacerujemy.

11 komentarzy:

  1. Ależ ja lubię strzyżyki - małe, dzielne ptaszki. Pięknie wyszedł na zdjęciach! :-)
    A ja, kilka dni temu, idąc po zakupy, przechodziłam obok podciętych świerków, które rosną przy bloku obok. I usłyszałam nietypowy głos dochodzący z tych choinek. Kręciły się tam wróble, ale przecież ich głosy znam. Przystanęłam, wgapiam się w drzewko i widzę metr ode mnie strzyżyka! Chyba był zaskoczony równie jak ja. Zmierzyliśmy się wzrokiem i dał nura w gałęzie. Skąd się wziął ten malec 100 m od Uranii? Bardzo mnie ucieszyło to piękne spotkanie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, bardzo. Mały, dzielny, to prawda. Kawał lasu, bagno, wszyscy się schowali, a on buszuje. To jego stary teren, ale całą zimę go tam nie spotkałam. Koło Uranii chyba jest jakiś stawek, a strzyżyk to lubi, a zimą jak zamarzł to dobrze jest mieć pod dziobem świerki z pająkami i dobrze jest spotkać w środku miasta życzliwą duszę:))

      Usuń
  2. JA tak jak Ewa zdziwilam sie, bo pod moim blokiem w Warszawie, nagle zauwazylam maluskie z zadartym ogonkiem, ruchliwe cosik..Strzyzyk! nigdy dotad go tutaj nie widzialam....w lesie tak...pobieglam po aparat...ale znikl w krzaczkach.
    Twoje zdjecia sa jak grafiki, piekne, a lisek taki daleki robi wrazenie...piekne zdjecia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aaaa...a ja myslalam, ze strzyzyki odlatuja na zime....

      Usuń
    2. Niektóre strzyżyki podobno zimują i ten mój to chyba jest taki własnie przypadek. Widuję go w tym miejscu i latem i zimą. Twój warszawski może być przelotny, ale kto go tam wie. Pozdrawiam:)

      Usuń
  3. Strzyżyk pięknie pozował na zdjęciach! Ślicznie wyszedł na tle śniegu.
    Ja niestety spotkałam go tylko raz, nie dał sobie zrobić dobrej fotki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Udało się uchwycić go kilka razy, ale większość okazji zmarnowanych. Ta nieustająca ruchliwość to pewnie jego strategia przetrwania.

      Usuń
  4. U mnie to leśne maleństwo też nad stawem harcuje i nad strumieniem. Ale jest bardzo ruchliwy i nie łatwo go uwiecznić. Śmieszy mnie jego Łacińska nazwa.
    I również uwielbiam sobie zasiąść wygodnie gdzieś w dogodnym energetycznie miejscu i chłonąc las. Taka medytacja.
    Pozdrawiam serdecznie i lecę do poprzedniego postu bo przegapiłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, troglodyta, ale z zachowania bo z wyglądu to rozkoszny kurczaczek:) Pamiętam zrobiłaś mu perfekcyjne zdjęcia. Pozdrawiam cieplutko:)

      Usuń
  5. Nienawidzę tych małych gnoi! Ile przez nich klatek napsułem, nie zliczę. Ile fotek pstryknąłem? Jedną:))) Tym bardziej gratuluję! Lisa oczywiście też, gdyż, jak pewnie wiesz, coraz bliżej mi do takich fotografii:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są nieznośne, to fakt. Mieszkał latem u mnie nad stawem, płochliwy był okrutnie, ale tam pełno kotów ze wsi i kuna i wydra, a w dodatku światło zawsze kiepskie i fotek zero. Pewnie dlatego ciągle na niego poluję. Marzę o takich kadrach jak Twoje krzykliwce:)

      Usuń