W taki poranek jak dziś można chodzić po łąkach, polach i
lesie bez końca. Niebo jest bardziej niebieskie niż zwykle, chabry bardziej
chabrowe,
a zwierzyna sama wchodzi w oko. Wreszcie można odetchnąć po
dwóch dniach wściekłego wiatru, przestać się martwić, że drzewo spadnie na
kark, albo, że niezbyt jeszcze gotowe młode trzeba natychmiast zmusić do
opuszczenia gniazda, bo stary jałowiec gnie się w pół. A dzisiaj sielsko,
anielsko, spokojnie. Stadko całkiem już wyrośniętych kosich podlotów buszowało
przy drodze u wejścia na Maruńskie Łąki,
a na łąkach buszowała piękna mgła, kręcąc
się jakby łąka była wielką zieloną filiżanką, w której ktoś właśnie zamieszał gorącą
herbatę.
Na Żurawim Stawie cisza tylko od wschodniej strony gągołowa kaczka
przyglądała się czwórce swoich nieustannie nurkujących dzieci.
No może nie tak
do końca spokojnie, bo przy południowym brzegu na czubkach sosen obserwowały
okolicę dwie czaple siwe. Kiedy się wychyliłam
zza świerka odleciały ględząc coś pod nosem, że o tej porze to ludzie powinni jeszcze
spać. No to poszłam sobie dalej, bo las grał taką cudną ptasią muzykę, że wystarczyło
samo słuchanie bez oglądania solisty. Przy okazji siedzenia na pieńku odkryłam dziuplę, w której być może gniazdowały gągoły.
Przy Marunce zdenerwowane
gąsiorki próbowały mi wyperswadować przechodzenie koło głogu, bo, jak co roku
mają tam gniazdo.
Nie wiem, czemu miały pretensje, bo trawa tak wysoka, że
prawie mnie w niej nie było widać.
Po obu stronach drogi, całkiem blisko
odzywały się derkacze, a kawałek dalej inna para gąsiorków, znacznie mniej płochliwa
pilnowała założonego w gęstych krzakach tarniny gniazda, z którego już odzywały
się młode.
Kiedy myślałam wracać do domu w nieco niższej trawie dojrzałam rudy
kuperek pasącej się sarny. Była bardzo blisko i najpierw udawała, że nic ją moja
obecność nie obchodzi. Strzygła uszami po każdym pstryknięciu by wreszcie lekko
się oddalić, a potem popędzić do lasu.
Kiedy odprowadzałam ją wzrokiem w głębi łąki
wypatrzyłam jeszcze koziołka.
A potem coś wypłoszyło żurawia i żerujące na
krowim stawku kaczki,
a potem za drogą dość blisko i wyraźnie zagulgotał kulik
wielki. No, pomyślałam, mam cie bratku. Ale niestety, poderwało się coś takiego
z chaszczy i poleciało gdzieś na północ i czy to było onże nie mam pojęcia, ale
lubię myśleć, że to był właśnie kulik.
Kiedy już wróciłam do domu i piłam kawę
na tarasie, na brzozie za pastwiskiem przysiadł sobie orlik. To nie pierwsza jego
wizyta nad moją Dużą Łąką, ale pierwsza, jako tako udokumentowana. Siedział,
obserwował, zlatywał na łąkę, na pole pszenicy, chwilę podreptał, przelatywał
na następną brzozę i tak wyciągnął mnie na kolejny krótki spacer.
Koło południa
okazało się, że gniazdujące w stajni kopciuszki wyprowadziły młode, a kiedy
usiadłam do pisania, na srebrnym świerku za oknem zabrały się za budowę
kolejnego gniazda dzwońce. I znowu będzie co opowiadać.
Całe szczęście! Świetnie się czyta te opowieści :-)
OdpowiedzUsuńDziekuję! Ciągle nie nadążam, wyjść lubię codziennie chociaż na godzinę, ale z pisaniem gorzej.
UsuńZazdroszczę tego bogatego poranka, jak diabli. My niestety, po późnym powrocie z terenu, nie byliśmy w stanie zerwać się tak rano, a jak sama wiesz, albo wstaje się przed brzaskiem i jest super, albo wstaje się po brzasku i od razu można iść się opalać:) PS. Piękna ta herbaciana łąka, ale przyznam, że w dalszym ciągu widzę tam jezioro:)
OdpowiedzUsuńMiałam nerwowe 28 godzin bez prądu, a i tydzień trudny to mnie nosiło. Dzisiaj było piękne niebo zaraz po 3.00, ale jakoś nie dałam rady. Superowe masz skojarzenia z widmem jeziora, ja od dawna o tym marzę. Łąka jest mocno podmokła i gdyby pozwolić bobrom robić swoje, już dawno byłyby tam trzy spore jeziorka, ale dzierżawca woli użerać się z psującymi się maszynami i kosić, a szkoda, bo ptaki przyszłyby błyskawicznie.
UsuńJak wyjdziemy z UE, to skończą się dopłaty i dzierżawca pójdzie precz. I wtedy bobry wyczarują ptasie jezioro:)
UsuńTo skomplikowane pojmowanie rzeczywistości przez niektórych ludzi. Mógłby bobry zostawić w spokoju, brać kasę na derkacza, albo na rośliny których ma tam pół tabeli, ale woli kosić. A jezioro w tej dolince i rozlewisko przed, to byłby ptasi raj.
UsuńBajecznie!
OdpowiedzUsuńDziekuję! Tam gdzie człowiek, może i przez przypadek nie ingeruje, świat wygląda naprawdę bajecznie.
UsuńOrlik, derkacze, kulik praktycznie wszystko w zasięgu wzroku z podwórka. Super miejsce :)
OdpowiedzUsuńJak to na tzw. kolonii. Derkacz to w zasięgu słuchu, najbardziej bym chciała na spokojnie zobaczyć kulika, ale to by trzeba trochę posiedzieć.
UsuńKulik pozwolił się fotografować na Kwiecewie. Jsk na razie tylko raz miałem to szczęście. Natomiast derkacz unika obiektywu. Ciężko go zaprosić na sesję :)
UsuńDerkacza można zwabić na głos z dyktafonu, ale jakoś nigdy tego nie próbowałam.
UsuńTen sposób działa. Tylko nie można przesadzić z wabieniem. Jednak zobaczyć derkacza a zrobić mu fotkę to dwie różne sprawy. Mi się jeszcze nie udało zrobić zdjęcia.
UsuńOd lat jest w mojej okolicy i czasem słyszałam go z 2-3 metrów, widziałam jak się trawa chwieje, ale jego samego nigdy nie zobaczyłam, nie mówiąc o focie. Kiedyś go dopadnę.
UsuńPrzepiękny poranek, mogę tak spacerować z Panią bez końca i słuchać opowieści :) zaparzam kawę i czekam na baśń o dzwońcach
OdpowiedzUsuńDziękuję! Drugi dzień budują, a ja focę przez szybę bo świerk jest o 3 m od budynku i kombinuję, jak je przyzwyczaić do otwartego okna. Makolągwy by się nie bały a z dzwońcami nie wiadomo.
UsuńPS
Przepraszam, że się ośmielam, ale zachowajmy internetowy zwyczaj pisania per Ty. Będzie bardziej bezpośrednio, miło i wygodnie.
oczywiście, będzie mi bardzo miło:)
Usuńcudnie, że z zacisza domowego ,tak blisko, możesz je obserwować. Trzymam kciuki i wyczekuje relacji :)
:))
UsuńTrzecie, siodme i osme zdjecia bardzo mnie rozmarzyly..chabry sliczne, wlasnie wrocilam z objazdu Polski i moim ochom i achom na widok pól nie bylo konca, chabry, maki, facelie, lubiny, rumianki..jakie kolorowe pola i ląki. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńWłaśnie się zastanawiałam, gdzie się podziewasz, nawet wchodziłam na stronę, czy czasem czegoś nie przeoczyłam no i nie minęła godzina, a Ty jesteś :)) Takie dni jak na tych fotach trafiały się częściej w lipcu jak już zaczęły się chłodne poranki, ale teraz w pogodzie wszystko jest pokręcone to i trafił się w czerwcu uroczy mglisty... Dzieki!
UsuńOo. Niczym sarna: hyc w poranek. Słodka równoległość afirmacji niektórych zjawisk;)
OdpowiedzUsuńAczkolwiek mój poranek do twojego poranku ma się jak dwójka pik do asa. To se chociaż poczytam, prawdaż.
Szukam takiego zdjęcia, które byłoby syntezą polskości, lata i przyrody, miksem wspomnień z dzieciństwa na łonie i współczesnej cyfryzacji. Wersja basic to pola zbóż z makami, ale gdybym się miała zastanowić nad faunowatym dodatkiem to orlik serwowany w chabrach też ujdzie ;)
Słodka:)) Maki traktowali herbicydami i raczej się udało, ale jak przeniknęły nasionka chabrów do części pszenicznego ziarna, że wysiały się 3 wąskie pasy nie mam pojęcia i pod słońce tak te chabry świeciły jak kiedyś.
Usuńale fajne te mgliste zdjęcia, a to z gągołową to juz w ogóle extra!
OdpowiedzUsuńDzieki! Staw porósł i tam nic nie widać, o piątej, o dziesiątej czy o siedemnastej, na brzegu się trochę dzieje, ale zobacz coś w 2 metrowej trawie.
Usuńjak to mawia mój kumpel - no i co zrobisz, jak nic nie zrobisz? ;)
UsuńNiestety, w dodatku jestem gapowata. Ponad 20 godzin nie mieliśmy prądu i mąż dał się namówić na spacer nad staw i kiedy ja fociłam sarenkę on zobaczył czaple, bociana i całkiem blisko zmykającą do lasu łanię. On! A ja tylko sarnę i tak jest zawsze jak idę sama widzę może 20% tego co jest naprawdę, chociaż czasami zdarzają się cuda.
UsuńPiękny poranek. Nic dodać, nic ująć. Najbardziej przypadł mi do gustu mglisty gąsiorek.
OdpowiedzUsuńDziekuję! To ona, bardzo była podenerwowana.
Usuń