poniedziałek, 7 grudnia 2015

Tak mało o nich wiem

O wszystkich wiem tyle samo, przylatują, albo są przez cały rok, zakładają gniazda, znoszą jaja, wyprowadzają lęgi. Wiem też, co jedzą i gdzie zwykle bywają, dokąd odlatują, jeśli są wędrowne. Może trochę więcej wiem o mazurkach, że wieczorem wracają do domu, wchodzą do swoich gniazd, idą spać, ale to i tak niewiele. Co sobie taki mały stworek myśli, kiedy zasypia, albo, kiedy rano wstaje? Czy jeśli świeci słońce to się cieszy, że dzień będzie piękny i czy jest zmartwiony, kiedy pada deszcz? Czy czuje, że jest głodny i od razu zabiera się do szukania jedzenia, czy myśli, że może by jeszcze trochę pospać? Czy się jakoś wita z pierwszym napotkanym ptakiem i czy z nim rozmawia jak minęła noc?  Kiedy kilka dni temu zrobiło się zimno i zaczęłam je dokarmiać, takie właśnie myśli przyszły mi do głowy. Łatwiej jest pewnie tym, które żyją w stadach. Stadami latają na przykłd czyżyki, raniuszki, szczygły, spotykam je za dnia na łąkach, ale nie wiem nic o ich porankach, wieczorach i nocach. Stadami latają też sikory bogatki, zawsze jest z nimi kilka modraszek i czarnogłówek. 




Kiedy wychodzę z domu najpierw przylatują bogatki. Lecą za mną do piwnicy gdzie przechowuję karmę, przysiadają na jabłonkach i czekają, kiedy wyjdę, a jak, nie daj Bóg najpierw idę wypuścić konie na pastwisko, to lecą za mną do stajni, a w drodze powrotnej jest awantura, że
- brzuszki puste, bo koty ukradły w nocy słoninki,
- sójki rozpychają się w karmnikach, 
- kowalik wyjadł cały słonecznik i nie zostawił ani ziarenka,
- w żwirowni panoszy się wiewiórka, a dla mnie to najważniejsze są konie.





Kiedy już napełnię ptasie stołówki, natychmiast zabierają się do jedzenia i nie zwracają na mnie uwagi. 


Bywa też tak, że, nie mogąc się mnie doczekać odlatują w chaszcze koło studni i nad krowi stawek. Pod domem zapada cisza i ta cisza trwa jeszcze dobrą chwile po tym jak już wyjdę i wysypię karmę. Kiedy zaczynam myśleć, że się na mnie obraziły, zza drewutni nadlatuje jedna, potem druga, zaczynają wesoło śpiewać i po chwili jest ich już ze dwadzieścia. Jedzą łapczywie, a zaspokoiwszy pierwszy głód zaczynają ze sobą gawędzić, może o tym jak ciepłe i długie było lato, a może o tym jak szybko wyrosły dzieci, albo, że w trawie można jeszcze znaleźć muchy, a czasem i tłuste rosówki. Może tak być, choć czy to prawda nikt nie wie.


To sikorowe radosne szczebiotanie zwabia mazurki, 


sójki i kowaliki, czasem przyleci para dzwońców. Sójka siada trochę dalej i upewniwszy się, że mnie tam nie ma pakuje się do karmnika i pasie się nawet dwie minuty. 




Kowalik wpada na kilka sekund, jedno ziarnko zjada, drugie chwyta w dziób i odlatuje. 



A ja przykryta siatką siedzę pod kosówką, gapię się na tę ptasią gromadkę i zastanawiam się, czy one czasem o mnie myślą, a jak nie to o czym myślą i, że mimo codziennych spotkań tak mało o nich wiem. 

14 komentarzy:

  1. Przyrodnicy oddaliby pół życia za taką wiedzę. Sam chciałbym to wiedzieć, a najbardziej - umieć dogadać się ze wszystkimi stworami w przyrodzie. Czasem udaje mi się jedynie nawiązać więź telepatyczną, kiedy siedząc w czatowni zaklinam ptaszydło, żeby podeszło bliżej (bywa, że działa). Piękna zdjęciowa bioróżnorodność!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę, ostatnio tak o nich myślę, ale też chciałam pokazać, że umiem robić ostre zdjęcia, szkoda, że tylko przy karmniku, ale w terenie to one sa takie szybciutkie, że najczęściej wychodzą papraki ( 3 razy bielik z bliska dramatycznie spaprany). Powinnam się zabrać za budowę czatowni, ale jakoś nie mogę:)) Dziękuję!

      Usuń
  2. Bardzo lubie modraszki, ktorych jest znacznie mniej niz bogatek, sa takie delikatne , pastelowe, sliczny blekitny lepek. Podgladanie ptakow to bardzo ciekawe zajecie.W moim domu andyjskim potrafilam dzien caly na nie spogladac, wielka jest ich ilosc tam i bardzo kolorowa. W Warszawie ubogo...przed oknem sroki, czasem mazurki, bogatki. Ty mieszkasz w przyjaznej przyrodzie okolicy, sliczne zdjecia i ladny bardzo do nich komentarz. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Modraszki sa śliczne, ale bardzo sprężynkowate, mam pełno zdjęć gdzie korpus jest ostry a główka to wirek. Nawet bez zdjęć lubię je podglądać. Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Grażynko, świetny post z naprawdę kapitalnymi zdjęciami. Od dawna "zajmuję się" krukami i gdy już mi się wydaje, że zrozumiałem ich kolejne "słowo", za jakiś czas okazuje się, że jednak nie. Minie jeszcze wiele lat zanim z pewnością będę wiedział, że ten ton w danej intonacji wydany w określonym interwale oznacza to czy tamto. Łatwiej się chyba nauczyć obcego języka niż zrozumieć kruki, a gdzie jeszcze do etapu pogadania z nimi :))) Jedno jest pewne, wiem kiedy samica kosa jest przestraszona! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Krzysiu! Pisząc myślałam o tym jak dogadujesz sie z krukami i jak wiele rozumiesz w ich jezyku. Sikory czy mazurki tak szybko gadaja, że złapać konkretną sytuacje i przypisać jej własciwy świergot jest niemal niemożliwe, a jednak wierzę, że ze sobą rozmawiają. Zdjęcia, no własnie, jak wróciłam do rozumu, czyli do statywu, to okazało sie , że umiem, ale wiesz jak jest w lesie. Jak nie siedzisz w czatowni, to ostre rzadko wychodzą, a czasami masz taką potrzebę.
      Panika kosiej samiczki budzi lepiej niż kawa. :shock:

      Usuń
  4. Cudowna opowieść! Pani zawsze pisze wzruszające teksty, przynajmniej ja to tak odbieram. I zdjęcia piękne kolorowych, puchatych ptaszków :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obie myślimy podobnie. Pamiętam jak rok temu martwiłyśmy sie tym, że grubodzioby się nie pokazują. Tak już mamy i uważam, że fajnie mamy :-)
      Te moje zdjęcia z biegania po łąkach zawsze takie reporterskie i coś mnie naszło, żeby sprawdzić czy ja umiem robić porządne foty, w sensie ostrości, na kompozycje przyjdzie czas. Dziękuję!

      Usuń
  5. I ja się rozczuliłam, tyle ciepła w Pani poście... Wyjątkowo przyjemnie mi się czytało. O zdjęciach nie wspomnę, bo wyczerpałam wszystkie przymiotniki, nic oryginalnego do głowy mi nie przychodzi, są po prostu świetne. Muszę się pochwalić, że dzisiaj, pierwszy raz w nowym sezonie dokarmiania zawitał do mojego karmnika grubodziób :). Jakie to szczęście, że miałam dziś wolny dzień :).
    Pozdrawiam, Kasia z Olsztyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie dziękuję! Wszystko wskazuje na to, że grubodzioby wybrały miasto jako bardziej zasobne lub bezpieczniejsze. U mnie ich nie ma juz drugi rok. Gratuluję obserwacji i pozdrawiam.

      Usuń
    2. No, u mnie jeszcze grubodzioba nie było!

      Usuń
    3. A ja właśnie dziś cudem zobaczyłam go wysoko na brzozie. Może przyleci do karmnika, zobaczymy.

      Usuń
  6. Ach, trafiła Pani w sedno tym postem :) A że ze sobą gadają - to pewne. Tego lata przyszła bardzo silna burza z wichurą i zrzuciła gniazdo muchołówek z czterema pisklętami przy moim domu - pozbierałam więc dzieciaki i urządziłam im nowe gniazdo z plastikowego pojemnika z mchem i trawami (z dziurką odpływową na dnie, coby się nie potopiły w razie deszczu) i przymocowałam do drzewa. Rodzice na szczęście zaakceptowali zmianę, ale jakie było moje zaskoczenie reakcją stada sikorek, które akurat przyleciało do ogrodu! Roztrajkotały się na dobre, każda zaglądała po kolei do nowego gniazda i głośno komentowała jego nietypowe kształty i użyte materiały. Śmiałam się potem, że przyczyniłam się do utworzenia nowego trendu w "gniazdobudownictwie" i teraz każda będzie chciała mieć takie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sikory chyba łatwo sie przywiązuja i oswajają. Dzisiaj podczas napełniania karmników niemal siadały mi na głowie, a potem latały przy mnie po chaszczach i podglądały co robię, czy tam tez czasem nie wysypuję słonecznika. Piękna historia z muchołówkami, ja tez miałam w tym roku gniazdo i przeszłam cały lęg od budowy gniazda po wyprowadzenie młodych i bałam się co będzie jak im to byle jakie gniazdko spadnie, zapamiętam Pani sposób, jak się nie daj Bóg coś przytrafi w przyszłosci, będzie jak znalazł. Pozdrawiam!

      Usuń