Ogon ma jak dzięcioł, dziób cienki i zakrzywiony jak dudek, kolor
i wzór upierzenie na grzbiecie ma podobne do wróbla i pewnie, dlatego
systematycy zaliczyli go do rodziny wróblowatych, ale brzuszek ma biały i tam
do wróbla nie jest nijak podobny.
Nazwali go pełzacz leśny, widziałam pełzające
zaskrońce i to wcale nie było podobne do tego jak się porusza pełzacz. On trzymając
się długimi pazurkami i podpierając długim ogonkiem, po prostu pnie się po
drzewie szybciutko podskakując. Kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz, miałam
szczęście, że szukał jedzenia na zielonej od mchu i porostów gałęzi czarnego bzu.
Kiedy po
chwili usiadł na porowatym pniu starego klona stał się niemal niewidoczny, miałam
kłopoty żeby go zlokalizować.
Na sośnie było jeszcze gorzej.
Nie usiedzi w miejscu ani chwili, chyba, że natrafi
na jakieś smakowite kąski pod korą, wtedy na moment przystaje, wsuwa ten swój
wyjątkowy dziób pod płatek kory i wydobywa owady, ich jaja i larwy. Lubi
towarzystwo sikor i kowalików, ale często spotykałam go polującego samotnie.
Nigdy nie widziałam ani nie słyszałam pełzaczowych zalotów. Za to dzisiaj
wreszcie usłyszałam jego jesienno zimowy głos i to jest może niezbyt długa, ale
ładna, dźwięczna wyraźna piosenka, o wiele ładniejsza od prostego kowalikowego
sitsitania. Spotkanie było krótkie, bo dzień dopiero się zaczynał, a słońce,
które właśnie wysunęło się zza chmur nie tylko pełzaczowi zaostrzyło apetyt.
Był jeszcze jeden powód pośpiechu, dzień coraz krótszy, a on w poszukiwaniu
jedzenia przegląda nawet dwieście drzew dziennie pokonując trasę około trzech
kilometrów. Człowiek mający 160 cm wzrostu proporcjonalnie do 12 centymetrowego
pełzacza musiałby zrobić tych kilometrów czterdzieści. Prosty z tego wniosek,
pełzacz leśny to ptasi maratończyk.
I pomyśleć - mały ptasi bohater! :-)
OdpowiedzUsuńZawsze je najpierw słychać, a potem człowiek się rozgląda, co to tak chrobocze...
Dziękuje w imieniu pełzacza. Jak go nie zobaczę u dołu pnia, to już potem ciężko i go zobaczyć i zdążyć za nim.
UsuńPo hiszpansku pelzacze nazywaja sie trepadores..od slowa trepar czyli wspinac sie, wiec pewnie moznaby je nazwac wspinaczami. Nigdy pelzacza w Polsce nie widzialam a jest calkiem ladny, ma taki ladny brzuszek i charakterystyczny dziobek. W Wenezueli jest wielka ilosc roznych pelzaczy i dosc latwo jest ich dostrzec. Jak zawsze fajny post! pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo własnie, mógłby sie nazywacz wspinacz, skoczek, a tu pełzacz, oglądałam te inne pełzacze i są bardziej kolorowe niż nasze, ale nasz też ładny. Dziękuję Grażynko i pozdrawiam.
UsuńAleż wyborny kamuflaż! Ja też nie miałam przyjemności widzieć na własne oczy tego przystojniaka, bardzo ciekawy ptaszek :). I ładny :).
OdpowiedzUsuńGratuluję spostrzegawczości, niełatwy obiekt.
Pozdrawiam, Kasia z Olsztyna.
To prawda,że obiekt niełatwy. Mam sporo zdjęć, ale wszystkie "artystyczne", a tylko niektóre w miare do pokazania. Dziękuję i pozdrawiam.
UsuńGrażynko, nikt lepiej by go nie opisał! Powinnaś zająć się tworzeniem "powszechnej charakterystyki gatunków." Takiego opisu twoimi oczami. Byłoby sporo fajnych porównań i interpretacji, treści wciśniętych w dzioby i pyski bohaterów itd. ;)
OdpowiedzUsuńDzięki! Jak go pierwszy raz zobaczyłam to w ksiażkach szukałam go w dziecołach, no bo gdzie z takim ogonem i gdzieś wyczytałam, że do dzięciołow nie, bo nie kuje. Koniecznie chciałam go zobaczyć w locie, żeby i lot porównać z dzięciołowym, ale ta mała cholera zawsze nim odleci schowa sie za pień, a potem to w gąszczu z moim -1,5 nic nie widać.
UsuńZnam mimikrarza bardzo dobrze. To pierwszy gatunek, który sfotografowałem po powrocie do fotografowania przyrody. Muszę jednak podkreślić, że słowo sfotografowałem, nie oznacza, że widać go na zdjęciach:) Tym bardziej gratuluję tych ujęć!
OdpowiedzUsuńDziękuję, Miałam go niedawno na wyciągnięcie ręki, ale przypięte 400 mm nie dało rady. Jeszcze go kiedyś dopadnę.
UsuńOstatnie zdjęcie w szczególności zaprzecza wszelkim teoriom przedstawionym powyżej, a to dlatego, że przedstawia jakby pełzacza w gipsie ...tyle, że bez gipsu:)...Jakby zahipnotyzowany:) Bardzo ładne ujęcie i do tego wyjątkowo ostre. Tak już całkiem poważnie, znając "złośliwość" pełzacza bardzo zdjęć gratuluję:)
OdpowiedzUsuńO tak, okazało się, że on przeszukując szczeliny w korze potrafi się na sekundę zatrzymać i prawie mi sie udało, tylko wyprawa była przypadkowa i foty są z ręki, ale pewnie gdyby był statyw to bym nie zdążyła. Dziekuję!
Usuń