czwartek, 10 grudnia 2015

Maratończyk

Ogon ma jak dzięcioł, dziób cienki i zakrzywiony jak dudek, kolor i wzór upierzenie na grzbiecie ma podobne do wróbla i pewnie, dlatego systematycy zaliczyli go do rodziny wróblowatych, ale brzuszek ma biały i tam do wróbla nie jest nijak podobny. 


Nazwali go pełzacz leśny, widziałam pełzające zaskrońce i to wcale nie było podobne do tego jak się porusza pełzacz. On trzymając się długimi pazurkami i podpierając długim ogonkiem, po prostu pnie się po drzewie szybciutko podskakując. Kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz, miałam szczęście, że szukał jedzenia na zielonej od mchu i porostów gałęzi czarnego bzu. 



Kiedy po chwili usiadł na porowatym pniu starego klona stał się niemal niewidoczny, miałam kłopoty żeby go zlokalizować. 


Na sośnie było jeszcze gorzej.





Nie usiedzi w miejscu ani chwili, chyba, że natrafi na jakieś smakowite kąski pod korą, wtedy na moment przystaje, wsuwa ten swój wyjątkowy dziób pod płatek kory i wydobywa owady, ich jaja i larwy. Lubi towarzystwo sikor i kowalików, ale często spotykałam go polującego samotnie. 


Nigdy nie widziałam ani nie słyszałam pełzaczowych zalotów. Za to dzisiaj wreszcie usłyszałam jego jesienno zimowy głos i to jest może niezbyt długa, ale ładna, dźwięczna wyraźna piosenka, o wiele ładniejsza od prostego kowalikowego sitsitania. Spotkanie było krótkie, bo dzień dopiero się zaczynał, a słońce, które właśnie wysunęło się zza chmur nie tylko pełzaczowi zaostrzyło apetyt. 




Był jeszcze jeden powód pośpiechu, dzień coraz krótszy, a on w poszukiwaniu jedzenia przegląda nawet dwieście drzew dziennie pokonując trasę około trzech kilometrów. Człowiek mający 160 cm wzrostu proporcjonalnie do 12 centymetrowego pełzacza musiałby zrobić tych kilometrów czterdzieści. Prosty z tego wniosek, pełzacz leśny to ptasi maratończyk.  

12 komentarzy:

  1. I pomyśleć - mały ptasi bohater! :-)

    Zawsze je najpierw słychać, a potem człowiek się rozgląda, co to tak chrobocze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje w imieniu pełzacza. Jak go nie zobaczę u dołu pnia, to już potem ciężko i go zobaczyć i zdążyć za nim.

      Usuń
  2. Po hiszpansku pelzacze nazywaja sie trepadores..od slowa trepar czyli wspinac sie, wiec pewnie moznaby je nazwac wspinaczami. Nigdy pelzacza w Polsce nie widzialam a jest calkiem ladny, ma taki ladny brzuszek i charakterystyczny dziobek. W Wenezueli jest wielka ilosc roznych pelzaczy i dosc latwo jest ich dostrzec. Jak zawsze fajny post! pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No własnie, mógłby sie nazywacz wspinacz, skoczek, a tu pełzacz, oglądałam te inne pełzacze i są bardziej kolorowe niż nasze, ale nasz też ładny. Dziękuję Grażynko i pozdrawiam.

      Usuń
  3. Ależ wyborny kamuflaż! Ja też nie miałam przyjemności widzieć na własne oczy tego przystojniaka, bardzo ciekawy ptaszek :). I ładny :).
    Gratuluję spostrzegawczości, niełatwy obiekt.
    Pozdrawiam, Kasia z Olsztyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda,że obiekt niełatwy. Mam sporo zdjęć, ale wszystkie "artystyczne", a tylko niektóre w miare do pokazania. Dziękuję i pozdrawiam.

      Usuń
  4. Grażynko, nikt lepiej by go nie opisał! Powinnaś zająć się tworzeniem "powszechnej charakterystyki gatunków." Takiego opisu twoimi oczami. Byłoby sporo fajnych porównań i interpretacji, treści wciśniętych w dzioby i pyski bohaterów itd. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Jak go pierwszy raz zobaczyłam to w ksiażkach szukałam go w dziecołach, no bo gdzie z takim ogonem i gdzieś wyczytałam, że do dzięciołow nie, bo nie kuje. Koniecznie chciałam go zobaczyć w locie, żeby i lot porównać z dzięciołowym, ale ta mała cholera zawsze nim odleci schowa sie za pień, a potem to w gąszczu z moim -1,5 nic nie widać.

      Usuń
  5. Znam mimikrarza bardzo dobrze. To pierwszy gatunek, który sfotografowałem po powrocie do fotografowania przyrody. Muszę jednak podkreślić, że słowo sfotografowałem, nie oznacza, że widać go na zdjęciach:) Tym bardziej gratuluję tych ujęć!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Miałam go niedawno na wyciągnięcie ręki, ale przypięte 400 mm nie dało rady. Jeszcze go kiedyś dopadnę.

      Usuń
  6. Ostatnie zdjęcie w szczególności zaprzecza wszelkim teoriom przedstawionym powyżej, a to dlatego, że przedstawia jakby pełzacza w gipsie ...tyle, że bez gipsu:)...Jakby zahipnotyzowany:) Bardzo ładne ujęcie i do tego wyjątkowo ostre. Tak już całkiem poważnie, znając "złośliwość" pełzacza bardzo zdjęć gratuluję:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, okazało się, że on przeszukując szczeliny w korze potrafi się na sekundę zatrzymać i prawie mi sie udało, tylko wyprawa była przypadkowa i foty są z ręki, ale pewnie gdyby był statyw to bym nie zdążyła. Dziekuję!

      Usuń