Nad Żurawim Stawem od wiosny wszystko było na opak. Czasem
był to ładny opak,
a czasem nie, zwłaszcza kiedy piłowanie i zwózka drewna
odbywały się tuż przy żurawim gnieździe i pewnie dlatego w tym roku młodych z
Żurawiego Stawu nie było, a i para gągołów która najwcześniejszą wiosną zamierzała
stworzyć rodzinę, nieustannie niepokojona zniknęła pewnego dnia na dobre.
Nic
nie dały godziny wysiadywania na pieńku pod sosną i czarowania rzeczywistości,
nawet krzyżówki wpadały tylko jak po ogień. Tak do końca źle jednak nie było,
bo jak co roku potomstwo wyprowadziły kobuzy
i wyjątkowo często udawało
mi się wypłoszyć czatującego bielika.
Dzisiaj korzystając z pięknej pogody
postanowiłam znowu zasiąść na pieńku nad stawem w ciszy leśnego zakątka. Nie
czekając na nic patrzyłam na złachmanione, a i tak urocze pałki wodne,
na pokrytą
rzęsą wodę i nagle woda zaczęła drgać , bąbelkować. O ho, pomyślałam, więc
jednak bobry tu ciągle mieszkają. Bąblowanie nabierało mocy i po chwili wychylił się
z wody pyszczek.
Pod słońce nie było widać co to zwłaszcza, że pyszczek zaraz zanurkował,
a za nim także zanurkował dosyć długi kawał ciała
i dopiero kiedy stworzonko
wyszło na brzeg okazało się, że to wydra.
Siedziałam zasłonięta tylko częściowo
stertą suchych sosnowych gałęzi więc widziała mnie, ale, że siedziałam bez
ruchu nie wiedział co jej stoi na drodze, gapi się i pstryka. Najpierw
tylko wciągała powietrze, a potem zaczęła fukać, ale ja nie uciekałam. By
rozpoznać sytuację i lepiej mi się przyjrzeć zanurkowała, odpłynęła od brzegu,
stanęła słupka i fukała dalej, a ja nic i to już było wstrętne z mojej strony,
bo ona najwyraźniej miała jakiś plan.
Tym razem podpłynęła całkiem blisko,
schowała się w sterczących z wody gałęziach i dalej fukała próbując mnie przepędzić, a że rezultatów nie
było nagle gdzieś przepadła.
Czekałam i czekałam, ale staw wygładził się
i tylko
strzyżyk stojący na badylu mruczał,
- poszła już sobie, poszła i dobrze.
Jesień na Żurawim Stawie zwykle była cicha i dość w
zwierzynę uboga, a w tym roku jest na opak, fajny opak. Widywałam ją na jeziorze w Dąbrówce Małej, ślady widziałam nad Pisą, ale na Żurawim Stawie nigdy. Wydra to takie stworzenie dla którego i mały strumyczek jest tropem prowadzącym do jedzenia. Przepłynęła ile się dało Pisą pod prąd, dalej Marunką, skręciła w leśny strumyk i tak dotarła do stawu. Na co poluje
w tamtej okolicy i czy jest tam stałym czy tylko chwilowym bywalcem mam
nadzieję, że jeszcze tej jesieni się okaże.
Wydra!!!! ales szczesciara...bobry czesciej sie widzi ale wydra wydaje mi sie jest duzo bardziej trudna do spotkania. pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńByłam kompletnie zdumiona, pytałam leśniczego, nigdy nie spotkał i własnie bobra się spodziewałam. Serdeczności!!!
UsuńLubię Twoje zdjęcia i Ty to wiesz! Ale żeby tak z wydrą na wydrę?!
OdpowiedzUsuńMiło!Szkoda tylko, że ona nie wychodzi rano, tylko grubo po wschodzie, no i cała była upaprana rzęsą. Żebyś wiedział jaka była arogancka. To pierwsze w życiu oko w oko z wydrą i jeszcze żaden zwierzak tak się do mnie nie odzywał, z wrażenia zaniemówiłam.
Usuń