Są ptaki przytulaki, jak wszelkiej maści drobnica, co to są ciekawskie,
zaczepne, w okno zajrzą, do domu wlecą, można powiedzieć, że troszkę się przyjaźnimy.
Są te wodne i nadwodne może nie tak łagodnej natury jak maluchy, ale jak się człowiek
postara to tez można mieć z nimi jakiś kontakt. I są drapieżcy, mający
nieufność w genach, bezwzględnie utrzymujący dystans, ale to właśnie pośród
drapieżców, a konkretnie sokołów spotkałam w tym roku spokojnego, ciekawskiego niemal przyjaznego
kobczyka.
Jednak pierwsze z sokołów, jeśli dobrze pamiętam były kobuzy. Zaczęło się od tego, że widywaliśmy je
o zmierzchu jak w locie łowią łapą owady i także w locie wkładają je sobie do
dzioba.
Wieczorem nie było widać ich pasiastych brzuszków, a kształtem skrzydeł
przypominały wielkie jaskółki i trochę trwało nim doszukałam się, że to kobuzy
właśnie. Nigdy nie wiedziałam kiedy przylatują, nie widziałam toków, ani gdzie
jest gniazdo. Dopiero pewnego lata odkryłam, że gniazdowały w lasku za łąką
Marii, na starej sośnie nad Maruńskimi Łąkami i samczyk lubił sobie przed
południem przysiąść na suszce z drugiej strony łąki. Jednak już następnego roku
zniknęły i dopiero dwa lata temu, gdy znalazłam Żurawi Staw dowiedziałam się,
że moje kobuzy tam właśnie się przeniosły. Tam też są stare wysokie sosny, a
okolice jest bezludna i przez to bardziej spokojna, taka, jaką kobuzy lubią
najbardziej. I wtedy i rok temu para dochowały się potomstwa. Niestety w tym
roku chyba się to nie udało. Widziałam je osiemnastego czerwca, dzień po
koszmarnej wichurze, która zniszczyła mnóstwo drzew w okolicy. Zawodziły
latając nerwowo nad gniazdem, potem już ich nie spotkałam, ani nie słyszałam.
Drugie były pustułki. Do dziś nie wiem gdzie gniazdują, może
na skraju starego lasu za Maruńskimi Łąkami, a może na miedzy.
Jeden z ptaków pojawia
się pod koniec lipca, po zakończeniu okresu lęgowego, siada na linii
energetycznej by polować na urzędujące na pastwisku myszy, nornice, lub duże
owady. Czasem wybiera pole pod lasem, albo łąki przy szosie, rok temu polowała
przysiadając na wielkim słupie energetycznym.
W tym roku odwiedziła mnie
tylko raz. Może to z powodu udanego lęgu myszołowów, w końcu to dla pustułki poważna
konkurencja.
W tym roku doszedł trzeci sokół, wspomniany na początku kobczyk.
Sylwetkę i zachowanie ma podobne do kobuza, ale pazurki ma pomarańczowe, a kobuz
czarne. Przyleciał pod koniec sierpnia i przez niemal dwa tygodnie widywałam go
na linii nad pastwiskiem, pozwalał blisko podejść i przyglądał mi się
przekrzywiając lekko głowę.
Nie uciekał też, gdy ciekawska Gapa podchodziła pod
linię i szczekając usiłowała zmusić go do zmiany miejsca. Spoglądał na nią z góry
dziwiąc się czarnemu stworowi.
Kobczyki można u nas spotkać wiosną, gdy lecą na
lęgowiska na zachód i północ Europy i późnym latem, gdy wracają by zimę spędzić
we wschodniej Afryce lub południowej Azji. Koników polnych było w tym roku wyjątkowo
dużo, myszy i nornic także i wyjątkowo dużo jaszczurek. Kto wie czy przyszłej
wiosny nie spodoba się kobczykowi jakieś opuszczone srocze gniazdo i nie złoży
w nim jaj.
W okolicy bywa jeszcze czwarty sokół, który raz tylko, późną
jesienią zaszczycił mnie wizytą. Przysiadł na stojącym obok tarasu pniaku, a
potem odleciał dziwnym dość wolnym lotem metr nad ziemią. Szukając informacji,
co to za dziwadło odprawia takie sztuczki dowiedziałam się, że to drzemlik
próbował zapolować na moje trznadle. Gdyby tak jeszcze udało się zaobserwować
sokoła wędrownego i raroga to byłby sokoli komplet i mogłabym powiedzieć, że na
Warmię wracają stare dobre czasy.
Podziałało mi na wyobraźnię łapanie w locie łapą i wkładanie do dzioba! To niesamowite!
OdpowiedzUsuńNajpierw zobaczył to mąż i nie mogłam uwierzyć póki sama nie zaobserwowałam przez lornetę, było niesamowite.
UsuńCzytając i oglądając chciałam napisać po raz kolejny: Pani Grażyno, w jak cudownym miejscu Pani mieszka. I właśnie w tej chwili zdałam sobie sprawę, że w sumie to ja mieszkam całkiem blisko...:). Jako, że przez bardzo wiele lat mieszkałam w okropnym, dużym mieście, to tak sobie myślę, że z nas Szczęściary:) Piękne zdjęcia, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Myślę, że sporo przegapiam zwłaszcza wiosną, a miejsce rzeczywiście jest idealne, duże łąki, lasy, miedze, mokradła i remizki, nic tylko chodzić i wypatrywać:)))
UsuńA wiesz, że nigdy nie widziałem kobczyka? Chyba wybiorę się wiosną w Twoje okolice, żeby przynajmniej popatrzeć:). Piękne te foty na drucie, zwłaszcza z tym tłem (co to?). PS. Wędrownego w postaci kropki na niebie, chętnie użyczę:))
OdpowiedzUsuńMoże i wiosną zalatują, ale chyba nigdy nie widziałam.To w tle to brzoza i stary Rubinar 500mm, niesamowicie ostrzy. Wędrownego bardzo bym chciała sama zobaczyć, i tak sobie myślę, że to może być bardzo ciekawa ptasia jesień.
UsuńRubinar! Obstawialiśmy jakieś stare szkło i udało się:) Podobne efekty widuję u Husky i dziwi mnie, że nikt nie spróbował wznowić produkcji tych cud:)
UsuńMożna kupić na ebayu, tylko cena ostatnio poszła w górę.
Usuńtaaa ... kobczyki ... czekamy na harpie z Marun :))) p.s. robiłem niedawno kobczyki ale chyba ich nie pokazałem. Po tych Twoich z bliska, już ich nie opublikuję :))))
OdpowiedzUsuńHarpie, harpie? Jutro będą świeżutkie harpie :))) Miałam wyjątkowe szczęście, wcale się nie bał, podchodziłam niemal pod linię. One podobno tak mają. Opublikuj!
UsuńWspaniałe te sokoły, ja widuję tylko czasami pustułki tu u nas w mieście. Ciekawe zdjęcia, zauważyłam, że nietypowy bokeh mają, nowe szkło?
OdpowiedzUsuńDziękuję! Właśnie, w mieście to i wędrownego można spotkać, kolega mówi, że pustułki i krogulce widuje bez problemów przy wieży kościelnej. Obważankowy bokeh daje Rubinar, to stare ciężkie szkło, ale pięknie maluje i ostrzy.
UsuńA gdzie, znaczy w którym mieście te sokoły widuje?
UsuńTo akurat na Warmii w Dobrym Mieście, ale Kruszewicz w opisach ptaków wymienia i Warszawę i Berlin i jeszcze kilka miast, one lubią szczeliny w murach, pewnie dlatego, że przypominają im szczeliny i półki skalne, a o jedzenie łatwiej niż w górach.
UsuńJaki cudny ten kobczyk! I miły :-)
OdpowiedzUsuńJa planuję odbić sobie tegoroczny słaby sezon obserwacji (ech, to nędzne zdrowie) w przyszłym roku. Mam plan, żeby więcej nie chorować (odpukać!!!).
A pustułki mam po sąsiedzku. Co roku gniazdują w wieżowcu obok. Tego lata widziałam nawet podlota, jak głośno nawoływał rodziców, siedząc na dachu pobliskiego garażu. Bardzo im kibicuję :-)
Dziękuję! Jak na drapieżnika był bardzo towarzyski. Przyszła wiosna to swoją drogą, ale przecież jeszcze jesień, gęsi i inne nasze drobiazgi, będzie czym oko ucieszyć. Cieszę się, że z chorobami koniec, bo tęskno do Pani pięknego spojrzenia. No własnie pustułki i w ogóle sokoły lubią miasto, u mnie nie ma szans na zobaczenie gniazda, a i młode trudniej uchronić pewnie dlatego zawsze widziałam tylko jednego ptaka.
UsuńKobczyk rzeczywiscie jest faworytem...sliczny na dodatek i taki prawie udomowiony. masz juz całą kolekcję sokolą, życzę Ci spotkania się z tymi brakujacymi...poza tym jak zwykle ladnie o tym opowiedzialas!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że za rok też przyleci, a może i wiosną, da się go zobaczyć. Dziękuję serdecznie i pozdrawiam.
Usuń