czwartek, 21 stycznia 2016

Żaden orlik

Co mnie skłoniło do myślenia, że w styczniu przy 12 stopniowych, a i większych nocnych mrozach słyszałam i widziałam nad Żurawim Stawem orlika krzykliwego, nie wiem. Może to, że latem widziałam trzy chodzące po łące, może w pamięci zostały lusterka na skrzydłach, które potem projektowały się na każdym dużym brązowym ptaku, no nie wiem i już. Ale, że duży drapieżnik i nie myszołów tam bytuje to było pewne i w ten sposób byłam uprawniona się wyrażać. Dzisiejsza wyprawa odbyła się i unaoczniłam sprawę. Niestety wyłącznie unaoczniłam, bo… z zimna trzymałam ręce … chlip, chlip, chlip… w kieszeniach. Na miejsce dotarłam po ósmej, wyłożyłam kilo indyczych serc na zanętę, wróciłam do czatowni, opatuliłam się kocem i zasiadłam. Gdybym była tam o szóstej, zobaczyłabym przechodzące jelenie, a tak zobaczyłam tylko ich tropy.


Po 15 minutach usłyszałam szum skrzydeł. Kiedy po pół godzinie nikt nie interesował się czerwieniejącymi na śniegu sercami pomyślałam, że to pewnie dzięcioł przeleciał, bo cały czas słyszałam jego stukanie. O 9.30 straciłam nadzieję, palce zaczęły kostnieć z zimna, więc wsadziłam ręce do kieszeni i dosłownie po chwili, tym razem o wiele wyraźniej usłyszałam ponownie szum skrzydeł. Siedział, na sośnie może 4 metry ode mnie, sfrunął i przysiadł naprzeciwko. Wielki, piękny, bielik. No i co, zamiast błyskawicznie wyciągnąć ręce i nacisnąć spust, zaczęłam robić to powolutku. To były sekundy, spojrzał, poderwał się i koniec szczęścia. Jak mogłam nie zrobić zdęcia, nie wiem i pewnie długo jeszcze będzie mi się śnił ten widok po nocach. Z żalu pomyślałam, że jak posiedzę jeszcze pół godziny bez ruchu, to wróci. Niestety przyleciał chytry kruk. Co się nasłuchałam kruczego gadania, wydziwiania, gulgotania, przełykania to tylko Leśny wie. Przelatywał nade mną informując okolicę, że jakby kto chciał się połasić na to pyszne mięsko, to niech dobrze uważa, bo ONA tam siedzi. Dała się skusić sójka, ale przy pierwszym sygnale ostrzenia AF odleciała. Z żalu i koszmarnego zimna zrezygnowałam. Myślę, że teraz, kiedy to piszę, tam trwa uczta. Wrócę tam jutro, wiem, że jutro, w sobotę, albo w niedzielę uda mi się, a tych wszystkich, których wprowadziłam w błąd moimi urojeniami, serdecznie przepraszam. To są foty spłoszonego drapola zrobione nad Żurawim Stawem 22 listopada zeszłego roku.


14 komentarzy:

  1. Gdyby nie te nieudane fotograficznie chwile, nie wciągałoby nas to tak bardzo.
    Jeszcze go dorwiesz! Przynajmniej tego Ci życzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciężko było to przełknąć, usiadł może na 5m idealnie do zdjęcia. Ostatni taki horror był z jeleniami. Jeszcze myślałam, że jak kruk latał to on będzie zazdrosny i usiądzie, ale zaczęło mną telepać zimno i zrezygnowałam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, co się taki fotograf namęczy, to tylko drugi fotograf wie. Ale przynajmniej jest po co znowu iść w plener ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wspominam o dźwiganiu zapakowanego plecaka i zaspach, bo dzięki temu przez jakieś pół godziny było mi ciepło. Do dzisiaj nie praktykowałam jednak siedzenie przez dwie godziny w jednym miejscu na 8 st. mrozie. Pod domem tak, ale w lesie nie i takiego pomieszania emocji i zimna nie przeżywałam. Dobrze, że rozum zwyciężył, ale ptaszora żal.

      Usuń
  4. Ja też mam takie koszmary. Kiedyś widziałam dzięcioła dużego. Moment był prawie idealny, ale nie zrobiłam zdjęcia, bo czekałam na jeszcze lepsze ujęcie. I odleciał. A to zawsze denerwujące :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co zrobić, stało się, ale przed oczami cały czas ten sam widok. Trudno się pogodzić.

      Usuń
  5. Pani Grażyno, ja miewam innego rodzaju problem:). Jest to kłopot z autofokusem działającym czasami z prędkością biegnącego żółwia. Czy jest to denerwujące? A więc powiem tak: ażeby usprawiedliwić zakup nowego aparatu z nieco sprawniejszym autofokusem postanowiłam pożegnać się z moim jednym z dwóch ulubionych nałogów, tym papierosowym:). Pożegnanie to jest znacznie łatwiejsze i przyjemniejsze, niż przeżywanie kolejnych straconych ujęć:). I tak to nałóg zwycięża nałóg:). Pani się nie martwi, czarne bociany ścigałam 2 lata. uciekały zazwyczaj tuż sprzed obiektywu...Wytrwałości życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja pierwszy raz widział go siedzącego tak blisko, zwykle tylko z bardzo daleka, albo w powietrzu, a tu usiadł i patrzyliśmy sobie w oczy, to było niesamowite. Pewnie gdybym miała pełną klatkę, mogłabym obserwować okolicę przez wizjer, ale tak, dla komfortu psychicznego muszę mieć jakiś ażur w czatowni, a przy bezwietrznej pogodzie, najdrobniejszy ruch to koniec zabawy. Pani Iwono, gratuluję decyzji rzucenia, wiem, że to trudne, moja córka pali, a dobry cel to podstawa, także życzę wytrwałości. Pozdrawiam!

      Usuń
  6. O ile razy taki smaczny kasek mi uciekl sprzed obiektywu, zawsze sie pocieszam, ze jednak jeszcze bede miala okazje, Teraz strzelam fotke zanim sie ulokuje, zanim znajde odpwoedni kadr, zanim swiatlo bedzie takie jak trzeba, zanim znajde miejsce, gdzie galezie nie zaslaniaja...wszystko po to zebym miala dowod, a potem sie czaje i posuwam, ukladam do zdjecia ... ale ostatnio cztery gile mi odfrunely zanim zalozylam zoom, teraz z zalozonym zoomem wychodze juz z domu..ale gile przepadly a taki piekny obraz mam w pamieci..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to mnie doskonale rozumiesz. Moje gile tez gdzieś poleciały, widać mają jakieś swoje sprawki i trzeba czekać aż się znowu pojawią. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  7. Zawsze powtarzam, że gdyby było łatwo i prosto, nie byłoby zabawy. Przyznam jednak uczciwie, że jest przewiele chwil, gdy sam w to nie wierzę:)Trzymam kciuki za weekend!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było tak łatwe i proste, że szok, wystarczyło wytrzymać jeszce 5 minut. Wielachny bielik siedział 5 metrów ode mnie. Z pewnościa ma pan albumy Kruszewicza, więc siedział tak jak na zdjęciu na 124 stronie, tyle, ze w śniegu i w dodatku zajmował pełen kadr. Dzięki!

      Usuń
  8. Odpowiedzi
    1. Widziałam Twoją czaplę i też Ci zazdroszczę. Tak to już jest, trzeba czekać na ten jeden, jedyny moment. Pozdrawiam!

      Usuń