piątek, 13 czerwca 2014

Mamo ja latam

Najpierw są przyloty, zaraz potem zaloty,

 potem budowa,




potem znoszenie, dalej siedzenie, wykluwanie, pierwsze nieśmiałe piski no a potem to nieustanny wrzask, krzyk, lament.
- Teraz ja, ja jestem głodny, ja.
- Ja mam pusty brzuszek, on już dostał, a ja nie
- Mamo, tato, jestem głodny, głodny, głodny.





Czyli karmienie, karmienie i nieustanne karmienie.


Pod dachówkami mojego domu mają stałe siedziby mazurki, szpaki, pliszki siwe i parka nietoperzy. W stajni rezydują szpaki, kopciuszki i jaskółki. A sikory, gile, zięby, kowaliki, skowronki, dzięcioły, drozdy i dziesiątki innych, ( kiedyś zrobię zestawienie wszystkich ptaków, które widziałam w mojej okolicy) mają gniazda, gniazdeczka, dziuple, na drzewach, w stodołach i budkach lęgowych. Wiosną cała ta menażeria uwija się od rana do nocy. Aż wreszcie przychodzi ten wspaniały dzień, kiedy młode wylatują z gniazda i karmienie przez ten jeden moment schodzi na drugi plan.
Tak było w pewien majowy poranek. Siedziałam sobie na tarasie z poranną kawą i zachwycałam się wszystkim, co mi w oko wpadło. Aż tu nagle w powietrzu zaczęły latać żółciutkie kurczaki. Jeden usiadł na śliwie, jeden do góry nogami zawisł na krawędzi dachu, jeden na rynnie, jeden próbował wlecieć do domu. I wszystkie wołały
- Mamo ja latam, zobacz ja latam, zobacz siedzę na drzewie, zobacz przeleciałem na dach, zobacz fruwam, fruwam, fruwam.
Trwało to dobra chwilę nim pomyślałam, że jak nie zrobię zdjęć to nie będę wiedziała, co narobiło tyle hałasu.



W pośpiechu kilka pstryków i tyle tego było, bo zamieszanie spowodowało przylot sroki a wtedy rodzice „kurczaków” podnieśli alarm i cała gromadka schroniła się w gęstwie, rosnącej nad stawem, sosny.  A ja myk, myk do komputera i okazało się, że to sikora modraszka wyprowadziła spora gromadkę dzieci, które we wczesnej młodości są żółte nie tylko na brzuszku, ale i gardło i opaskę na głowie mają żółtą.
Modraszki są dość wojowniczymi ptakami.


Zimą parka przylatująca do mojego karmnika i na rozwieszone słoninki powoduje, że wkoło robi się pusto. Nawet większe od modraszek bogatki czekają na swoja kolej,


tylko sikora uboga ma odwagą biesiadować razem, z modraszką.


Są nieustraszone. Mogę całkiem blisko podejść z aparatem i spokojne robić zdjęcia. Są też zaborcze, jeśli chodzi o terytorium, więc pewnie to moja zimowa parka modraszek wychowawszy w pobliżu dzieci przyleciała pod dom. W pierwszej chwili pomyślałam, że dumni rodzice przywiedli młode by pochwalić się jak piękny lęg udało się im wyprowadzić i pokazać dzieciom, że zimą można tu dobrze zjeść. Ale gdy dzieci nauczą się same zdobywać pokarm, będą musiały poszukać własnego terytorium.

Młoda Pliszka siwa

A bliskie okolice domu to po prostu bezpieczne miejsce na pierwszy lot niedoświadczonych maluchów. Sroka przyleciała, ale usiadła za płotem na wysokiej brzozie i nie śmiała zaatakować.
Młode modraszki cały dzień słyszałam w koronach drzew nad stawem. Kiedy już się nasyciły pierwszym w życiu wiatrem w piórkach, zaczęły na powrót wołać
- Mamo, tato jeść!
Dwa dni później, na krzywą sosnę przy Dużej Łące przywiodły swoje dzieci sikory ubogie, a wczoraj na pierwszy lot z tegorocznymi dziećmi wybrała się para kruków. O ile młode sikorki latały bardzo sprawnie, to młode kruki nie mają tak łatwo. Z gniazda wyleciały razem z rodzicami, ale jeden po kilkudziesięciu metrach postanowił przysiąść na wierzchołkowej gałązce dębu. Ciężki ptak nie mógł utrzymać równowagi machał skrzydłami i darł się w niebogłosy
- Nie dam krrrrrrady, ja jestem za ciężki, zarrrrrraz spadnę, krrrrrratunku 
 Ale rodzice spokojnie prowadzili drugie dziecko, które dało radę dolecieć jakieś 200 metrów dalej. Po krótkim odpoczynku na brzozie rodzice najwyraźniej powiedzieli
- Wrrrrrrracamy
A młody, który siedział na dębie dalej wrzeszczał
- Ja nie dam rrrrrady, krrrrrratunku

I dopiero, gdy usłyszał nawoływania rodziców z okolicy gniazda, zdesperowany poderwał się i dalej lamentując dotarł do gniazda. Tam jeszcze się trochę skarżył a potem wszystko ucichło. Stare kruki jeszcze trochę się namęczą nim młode pójdą "na swoje". Ta para kruków to może być Kacper i Malwina, o których nam opowiadali nasi sąsiedzi. Ale o tym, co się zdarzyło na Maruńskich Łąkach z ich udziałem będzie inne opowiadanie.

6 komentarzy:

  1. bardzo się cieszę, że widzisz tak wiele, że chcesz się tym dzielić i że robisz to tak "lekko"
    Z przyjemnością będę tu zaglądał :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, rzeczywiście takie może trochę babskie pisanie ale fajnie jest opowiadać innym jaki świat jest piękny.

      Usuń
  2. Bardzo ciekawa i wzruszająca opowieść :-)

    Modraszki to też moje ulubione, zadziorne sikory karmnikowe, a kruki to moja wielka miłość!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za ciepły komentarz. Jeśli chodzi o kruki to po ich ostatnich wyczynach, o których będzie wkrótce, jednak się
    odkochałam

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam, postanowiłam przeczytać całego Pani bloga jak dobra książkę, bo takich książek o przyrodzie mi brak. A Pani ma lekkie pióro i ładne zdjęcia i dobrze mi tu na tym blogu. Zazdroszczę okolic w których się to rozgrywa. A najbardziej mnie wzruszyła opowieć o wiernej wronie i o Czako. Pozdrawiam i bardzo się cieszę, ze tu zajrzałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pieknie dziękuję, to naprawdę bardzo miłe, mam nadzieje, że będzie Pani miała z tego tyle przyjemności ile ja z oglądania tego wszystkiego i opisywania. Pewnie każda okolica za miastem jest tak samo piękna, wystarczy tylko uważnie patrzeć. Pozdrawiam!

      Usuń