To jeden z tych przecudnych poranków, kiedy po niezbyt
chłodnej nocy słońce wschodzi i mnoży się w nieskończoność w milionach kropel
rosy przytulonych do listków, listeczków, kłosów.
Na miedzy pyszni się pąk
róży,
„Ten pąk róży, co dobył zaledwo pół skroni
W
uścisk liści od spodu tak czujnie ujęty!
Ten
uśmiech, co się uczy i barwy i woni –
Ten
czar, co tym czaruje, że nierozwinięty!”
A kiedy patrzy się między głogi, nic poza wysoką na półtora metra
trawą nie można zobaczyć, nic prócz uroku tego poranka.
Kozibród łąkowy syci
złote oko słońcem i z zachwytu liście poskręcały mu się niczym loki.
Nagle z
pasa olch przy Marunce wylatuje błotniak.
A więc to tam ma gniazdo. Niby poluje,
a podlatuje coraz bliżej sugerując, że jest gotowy na wszystko, jeśli ktoś
zbliży się do jego skarbu.
Uznawszy, że niebezpieczeństwa nie ma znika za
górką. Z niezbyt jeszcze wysokiego zboża sterczą wielkie uszy.
Gdy się jest
niewielkim zającem tylko dzięki nim można usłyszeć, że coś się zbliża i w porę
uciec. Wielkie uszy właśnie usłyszały dziwaczny dźwięki. To zdradliwa rosa
przeskakuje z łodyg i liści na spodnie człowieka, spływa do gumiaków, a
bose stopy ocierając się o gumę skrzypią i przy każdym kroku słychać chlupotanie
wody. Jest cieplutka i bardzo miło się tak idzie, ale głośno, zbyt głośno by
nie wyrwać z rozkosznej drzemki koziołka.
Podrywa się nagle, odskakuje na
górkę, i przeszedłszy się po linii horyzontu uznaje, że najbezpieczniej będzie
pohopsasać do lasu.
Hopsasanie upewnia go, że nikt za nim nie biegnie i jak
tylko dotrze do lasu będzie mógł jeszcze trochę pospać. Nikt rzeczywiście nie
biegnie za koziołkiem, bo kawałek dalej na głogu śpiewa pięknie pan pokląskwa.
Można go słuchać i słuchać, a przy okazji wylać wodę z butów, sięga już wyżej kostek.
Nie co dzień taka czynność odbywa się na środku łanu zboża toteż żuraw
przelatując niby przypadkiem wyciąga szyję, by się temu dokładnie przyjrzeć.
Zatrzymuję
się by ogarnąć wzrokiem wszystko dookoła, dostrzegam mak i
„Na
palcach doń się zbliżam, by kroków odgłosy
Nie
spłoszyły tej ciszy, w której trwa i rośnie,
I
oczy przymykając, całuję zazdrośnie
Jedwab
ciepły od słońca i mokry od rosy”
(W poście wykorzystałam fragmenty wiersza B.Leśmiana Pieszczota)