niedziela, 20 lipca 2014

Zaczęły się pożegnania.

Czubek świerka jest bardzo dobrym miejscem do tego by stanąć na nim na chwilę i odpocząć, lub by prowadzić z niego obserwację okolicy. Moje biurko komputerowe stoi przy zachodnim oknie a za oknem rośnie świerk. Czasem przystanie na nim sikora bogatka, czasem kos, niekiedy modraszka. Ostatnio przystanął samczyk makolągwy. Podekscytowana tym, że jest tak blisko zaczęłam mówić do niego
- Nie odlatuj pięknisiu, szybciutko polecę po aparat i zrobię ci przez szybę jedno zdjęcie. Przybiegam z aparatem, ptak dalej stoi, przymierzam się i … o psia kostka, ładowałam baterie i nie włożyłam, więc znowu
- Błagam nie odlatuj, chwila i jestem z powrotem.
Jestem, baterie załadowane, ptak dalej stoi na czubeczku, więc jeśli stoi to może otworzę okno. Odległość od okna do czubka świerka to około 2,5 metra. Otwieram powolutku, ptak tylko rzuca okiem i nic. No to hulaj dusza. 


Pstrykam, pstrykam, on przelatuje trochę niżej. 




Spoglądam w dół a tam na łodydze szczawiu siedzi sobie samiczka i spożywa śniadanie. 




A on po prostu obserwuje by ostrzec na czas matkę swoich dzieci. I nagle, jakżeby inaczej odzywają się owe dzieci
- Jeść …, jeść …, jeść …
Pisałam niedawno, że makolągwy mają gniazdo w, rosnącym od północnej strony jałowcu. Ale dzieci odzywają się nie z gniazda w jałowcu a z rosnącego obok drugiego świerka. Nie sądziłam, że ten trzeci lęg jest tak zaawansowany.
Tata na prośby dzieci odpowiada ćwierkając perliście a mama dopowiada coś w rodzaju
- Tak tu tak, tak tu tak.
Po czym leci nakarmić głodomory a samczyk sfruwa na szczaw.





Następnego ranka znów słyszę pisklaki domagające się jedzenia i tym razem tylko samiczkę odpowiadającą – tak tu tak. Niestety zdjęć nie ma, bo towarzystwo jest schowane w gęstym krzewie pęcherznicy. W ciągu dnia rodzice zabierają młode na brzozę nad stawem a potem w okolice stajni. Mija kolejny dzień ale, one pod dom już nie wracają. Teraz będą się karmić na łąkach, miedzach i ugorach by we wrześniu odlecieć, może tylko na zachód Polski a może aż na Wyspy Kanaryjskie. Moje śliczne makolągwy dostałam od was piękny prezent na pożegnanie, więc lećcie jeśli musicie, ale obiecajcie, że wrócicie za rok.



Pewnie dziwne wydaje się to, że tak ciągle piszę, że ptaki stoją, ale przecież gdyby siedziały to by miały nóżki spuszczone. Nieprawdaż!

5 komentarzy:

  1. Grażynko, twoje interpretacje i cudowna skłonność do personifikowania zwierzęcych zachowań, które czynisz w sposób niezwykle uroczy, radosny i szczery, skłaniają mnie do wywierania na Tobie presji, byś wydała książeczkę dla dzieci ze swoimi spostrzeżeniami. Mogłaby mieć tytuł ... "z okolic stajni" lub "jak zrozumieć zwierzęta" albo coś ... :)
    Jeżeli się zdecydujesz, to nieodpłatnie "obrobię" twoje zdjęcia i przygotuję je do druku.
    Czytam twoje teksty, zawsze łapię się na tym, że jestem w trakcie tej lektury uśmiechnięty, więc jest energia, której dzieciaki potrzebują ... tak myślę :) Przecież możesz też napisać o koniach, a te historie potraktować jako przerywniki, ubarwienia, ozdobniki, jak zechcesz ... :) namawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  2. To bardzo miły komentarz, bardzo, bardzo ... . I dziękuję Ci, że widzisz we mnie potencjał. Myślę matematycznie i widzę po tych swoich opowiadaniach, że nie ma w nich żadnego porządku, który pozwoliłby je ułożyć w książkę. Potrzeba spoiwa a to się jeszcze w mojej głowie nie wyklarowało, bo nigdy o tym nie myślałam. Może rzeczywiście konie. Ale jeszcze nie jestem gotowa, jeszcze nie teraz. O RANY! Ja się po prostu boję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Poziom wiedzy przyrodniczej dzieci jest praktycznie zerowy m.in. dzięki obecnym na rynku wydawnictwom, których jakość woła o pomstę do nieba. Dlatego proszę się nie się bać i skorzystać z propozycji Leśnej Gaduły!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pietra mam wielkiego jak Himalaje. Administruję a właściwie redaguję stronę koleżanki. Kiedyś zadzwoniła i spytała co robię. Odpowiedziałam, że gapie się w okno bo po łące chodzi wrona ze złamanym skrzydłem i podlatuje do niej druga i coś chyba będzie sie działo. A ona na to - To napisz o tym opowiadanie i zamieścimy na stronie. I tak sie zaczęło. Na wsi ciągle coś się dzieje, a to lis kaczki ukradnie a kuna kurczęta. W pamięci mam pełno takich historii. Więc tak sobie pisałam. Potem współpraca z koleżanką na trochę się urwała a nałóg pisania został więc założyłam bloga i tam przeniosłam wszystkie stare opowiadania i dokładałam nowe. I zdawało mi się, że umiem pisać do czasu, kiedy wspomniana koleżanka zamieściła na facebooku linka do bloga Leśne opowieści z opowiadaniem o wilku. Przeczytałam i pomyślałam - I co maleńka zdawało ci się, że umiesz pisać. Daj sobie spokój. Ale potem mi przeszło, przecież ja tylko opowiadam co widziałam, przecież to nie jest książka. Książka to co innego. I tak sobie myślałam, że pokażę to moje pisanie sąsiadce, emerytowanej polonistce, ona powie co poprawić i jak pisać dalej. A tu nagle Twój Krzysiu komentarz. Od chwili kiedy go przeczytałam siedzi mi w głowie i pewnie stanie sie tak jak napisałeś ale musze sie trochę uspokoić i poukładać. No i jeszce te wydawnictwa na rynku. Poleciałam do ksiegarni i to co tam znalazłam także mnie zniechęciło. Bo pewnie dzieci teraz takie rzeczy czytają a nie jakieś Kubusie Puchatki czy inne Na jagody, że o Kiplingu nie wspomnę. Więc jak to Ty piszesz - Jak żyć panie premierze?.
      Wiem, czuję że obaj Panowie macie racje ale zupełnie nie wiem jak się za to zabrać. I puki sobie tego w jakąś logiczną ścieżkę nie poukładam, proszę o trochę czasu.

      Usuń
  4. Widać, że makolągwy polubiły okolice Twojego domu, pojawiały się wzmianki o nich we wcześniejszych postach :-)

    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń