To było tydzień temu. W ogrodzie zakwitł pierwszy ogromny
mak chiński, wzięłam to za dobrą wróżbę i wybrałam się nad Żurawi Staw by się
przekonać, że u gągołów wszystko w porządku. Godzina zbyt późna na dobre
zdjęcia, gorąco, więc wszyscy szukają cienia, a ten wiadomo w chaszczach, krzakorach,
wysokich trawach. Na słońce wychodzi się tylko, kiedy komary dokuczą tak, że
już nie można wytrzymać, albo też trawa w słońcu wyda się tak smakowita, że
trudno się oprzeć. Staw zdał się pusty, tylko siedzącym po oczy w wodzie żabom
i ważkom nie było gorąco.
Minęło trochę czasu nim podpłynął do mnie samiec
krakwy. To podjadał, to zaglądał w szuwary i nawoływał samiczkę.
Siedziałam
cierpliwie mając nadzieje, że i gągoły wkrótce się pokażą, gdy nagle na
wschodnim brzegu zobaczyłam jakąś postać. Grzybiarz, o tej porze roku i w
takich trawach?
Rzut oka przez obiektyw i wszystko jasne, za krzakiem stała
wielka, piękna klępa.
Ostatni raz widziałam ją tutaj rok temu, a ona za
krzakiem, no jakże to tak? Telepatyczne sygnały, by chciała przejść kawałek
dalej nie dawały rezultatu. Z tego wszystkiego zrobiłam szybki przegląd okolicy
i okazało się, że od północy pasie się sarna, a obok brykają koźlaki -bliźniaki,
w pobliżu łoszy stoi koziołek, a obok pasą się dwa żurawie.
Łosza nie chciała
się przesunąć ani odrobinę, więc ja musiałam zmienić miejsce obserwacji.
Niestety była bardzo czujna i mimo dzielących nas 200 metrów i wiejącego od
niej wiatru zauważyła mnie i poszła do lasu. Wróciłam do czatowni, a tam przed
samym nosem pływały gągoły, o których pisałam w poprzednim poście. Świat wydał
mi się jeszcze piękniejszy niż był i gapiłam się na nie dobre pół godziny, nie
myśląc, że coś jeszcze mogłoby się wydarzyć, a wydarzyło się.
Wyszedł sobie z
lasu i skubiąc trawkę zmierza w kierunku żurawiej pary najprawdopodobniej
wodzącej młodego. Niestety w wysokiej trawie marchwiak był nie do wypatrzenia,
ale jeśli stary żuraw rozczapierzył skrzydła i obsztorcowywał jelenia, to z
pewnością nie robił tego z powodu, dajmy na to rozdeptanej myszy.
Jeleń
najpierw nie zwracał na żurawia uwagi, ale kiedy ten drugi szedł za nim z wyciągniętym
dziobem i ględził, byk odwrócił się zdumiony, a potem rozbawiony zapytał,
- do mnie mówisz,
tupnął tylną nogą, zrobił dwa kroki w kierunku żurawia, na szczęście przypomniał sobie,
że do jeleniej burzy hormonów to jeszcze dobre trzy miesiące i wróci do
skubania trawy. Z lasu wychodziłam nasycona spotkaniami, a jeszcze na łące stał
samotny żuraw,
a jeszcze nad łąka latały czajki.
Czy od tamtej pory nic się nie
zdarzyło? Zdarzyło! Były sarny, zające, i wilgi, były potrzos i trzcinniczek nad
Pisą, było krótkie gulgotanie kulika wielkiego, dzisiaj pod dom przywiodła swoje
tegoroczne dzieci modraszka, a na Dużej Łące zaczęła plumkać przepiórka. Będzie co
opowiadać.